środa, 6 kwietnia 2011

Dom pachnący chlebem....

Rodzina mojej mamy pochodzi z Podlasia. Jako dziecko spędzałam tam wakacje i w zasadzie każdą wolną chwilę. Dom jest  drewniany. Na ścianach tapeta w kwiaty. W środku  wielki piec ogrzewający cały budynek i on..... wielki gliniany piec do chleba. Cóż za cudo. Do tego drewniana łopatka do wyciągania i wkładania bochenków.
Babcia zawsze piekła chleb w brytfance w kształcie prostokąta. Robiła też własne masło. I jako dziecko siedziałam tak przy piecu i czekałam. W całym domu pachniało chlebem.....
Uwielbiałam spieczona piętkę z masłem, pomidorem i solą. Sąsiad babci hodował pomidory. Babcia kupowała zielone i zostawiała na oknie na strychu żeby dojrzewały.
Zawsze marzyłam, że taki chleb będę piekła w swoich czterech ścianach. Po przeczytaniu niezliczonej ilości przepisów, spaleniu i niedopieczeniu wielu bochenków.... udało się. Chleb sam powstaje w moich rękach. Potrafię już wyczuć.... jak moja babcia....konsystencję dobrze wyrobionego ciasta na chleb.
Babcia stosowała zaczyn z drożdzy. Ja też tak robię.






Mieszam drożdże, cukier, ciepła wodę i czekam aż pojawią się bąbelki mnożących się drożdży i czuję wyraźnie ich zapach. W misce mieszam 1 kg mąki z jedną łyżką soli,dodaję wodę około o,5 litra na kg mąki. Ciasto musi być lekkie. Nie może być twarde. Na koniec dodaję 3 łyżki  oliwy z oliwek ( ona nadaje świeżość i wtedy chleb może długo leżeć w papierowej torebce nawet 1,5 tygodnia). Można dodać do maki przyprawy według upodobania lub posmarować z wierzchu łyżką oliwy wymieszaną z ziołami. Wyrobione ciasto odstawiam na pół dnia lub na noc do piekarnika. Rośnie sobie chlebek mały... Cudownie wtedy pachnie. Wstaje rano. Nastawiam piekarnik na 220 stopni i po 1 godzinie mam cudowny chleb i prawdziwy polski dom.






1 komentarz: