czwartek, 22 września 2011

Tenere.....

Jesteśmy....długo nie pisałyśmy, ale tyle się działo....
Cóż...serce nie sługa...czasem można się troszkę pogubić i zaniedbać swoje obowiąki bloggerowe.

Od maja wiele się zdarzyło: podróże Koła do Włoch, zakochanie, gotowanie, winobranie, odkochanie, przeprowdzka międzynarodowa i jedna krajowa.
Mamy nareszcie swój własny pokoik na poddaszu, gdzie możemy trzymać nasze szpargały.
Ale tutaj podamy przepisz na coś przepysznego. Jest to ciasto....ale jakie.... NIEBO W GĘBIE w sensie dosłownym.
Potrzebne będą:
5 jaj
200 g gorzkiej czekolady
100 g cukru
100g mąki
100 gram masła
i oczywiście....miłe towarzystwo.
Żółtka z cukrem ucieramy na gładką masę. W rondelku rozpuszczamy czekoladę i masło. Kiedy czekolada i masło już ostygną, łączymy z masą jajeczną i dodajemy mąkę. Białka ubijamy na sztywną pianę. UWAGA! Czasem miewamy problemy z ubiciem białek na sztywną pianę. Mój sposób jest taki: do białek dodaję szczyptę soli i wkładam do lodówki. Bezpośrednio przed ubiciem wyciągam z lodówki.
Więc moje kochane mieszamy pianę z białek z masą czekoladowo-jajeczną - DELIKUTAŚNIE!!!!!! W przeciwnym razie ciasto opadnie!!!!!!
Piekarnik nagrzewamy na 200 stopni i pieczemy około 40 minut.
Aha...brytfanka wielkości 20 na 20 cm.
Podczas pieczenia ślinka oczywiście cieknie niemożliwie. I te czterdzieści minut czekania jest już torturą.
Więc jak już wyciągniemy, to wcinamy od razu
np. z lodami waniliowymi i migdałami prażonymi w cukrze, ale.....ciasto możemy włożyć do lodówki na noc.


Wtedy raniutko TENERINA będzie  prawdziwie czekoladową pysznością. Polewamy ją gorącym syropem malinowym i....oto początek nowego cudownego, czułego dnia. SMACZNEGO!
P.S. Po włosku tenerina oznacza delikatny i czuły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz